Moulin Rouge
12.07.2005 | komentarze: 0
"Moulin Rouge" - nietypowy, oryginalny, zaskakujący, zabawny, a jednocześnie skłaniający do refleksji i zadumy, chwilami nieco łzawy i smutny. Charakterystyczny, czerwony wiatrak i piękne zdjęcia Paryża, wspaniała scenografia i iście teatralny charakter. Taki jest film Baza Luhrmanna z 2001 roku. Reżyser zasłynął wcześniej swoją kontrowersyjną wersją szekspirowskiego dramatu "Romeo i Julia", którego akcję umieścił w czasach współczesnych, jednak bez zmian pozostawił jego klasyczny charakter i dialogi. Po tej niekonwencjonalnej adaptacji przyszedł czas na niecodzienny musical "Moulin Rouge".
W słynnym paryskim klubie nocnym gwiazdą jest piękną kurtyzana o imieniu Satine (Nicole Kidman). O jej serce zabiega wielu, jednak najodpowiedniejszym wydaje się być Książę (w tej roli Richard Roxburg), który mógłby spełnić marzenia Satine o prawdziwym teatrze i karierze. Ona jednak, wskutek drobnego zamieszania, zakochuje się w ubogim, młodym pisarzu - Christianie (Ewan McGregor). Christian pisze sztukę o miłości, w której główną rolę ma zagrać Satine, a która to sztuka w dziwny sposób staje się odzwierciedleniem rzeczywistych relacji w trójkącie Satine-Christian-Książę. Zakończenie jednak od samego początku filmu skazane jest na porażkę - Christian nigdy nie zazna szczęścia u boku ukochanej Satine mimo najszczerszych chęci obojga...
Sam Luhrmann mówi o swojej ekranizacji, że jest to "mit o idealizmie i dorosłości. Uczy nas, że życie wymyka nam się spod kontroli, ci, których kochamy, umierają, a nie wszystkie związki mają szansę przetrwać".
Muzyka "Moulin Rouge" to zbieranina rozmaitych przebojów XX wieku. I tak w filmie Luhrmanna słyszymy nową wersję "Roxanne" The Police, "Like A Virgin" Madonny, "The Show Must Go On" Queen i wiele innych znanych szlagierów. Bardzo dobrze wypada duet wokalny dwójki głównych bohaterów, kreowanych przez Nicole Kidman i Ewana McGregora. Ich głosy wspaniale ze sobą współbrzmią, a wykonują oni między innymi piękny utwór "Come What May". Co ciekawe, bohaterowie zaczynają śpiewać wówczas, gdy ich emocje biorą nad nimi górę - jest to moim zdaniem bardzo ciekawy zabieg reżyserski.
Cóż tu więcej dodawać - "Moulin Rouge" jest naprawdę godny polecenia! Lekko rozczarowana ekranizacją "Chicago", z pewnym niepokojem zasiadłam do obejrzenia "Moulin Rouge", a ten niespodziewanie zaskoczył mnie nad wyraz pozytywnie i oczarował.
Autor: Dagmara Grodzka