Gdyby do szkoły chodziły anioły
10.01.2010 | komentarze: 0 | galeria filmów | galeria zdjęć
Mało kto wie, że bodaj najpopularniejszy dziś internetowy serwis społecznościowy ruszył już 11 listopada 2006 roku. Mowa oczywiście o portalu nasza-klasa.pl, który ma na celu umożliwienie komunikacji i spotkania się (wirtualnie i w rzeczywistości) ludzi znających się ze szkoły i klasy. Gdy oglądaliśmy spektakl "Gdyby do szkoły chodziły anioły", nieodparcie na myśl przychodził właśnie styl i funkcjonalność "naszej-klasy".
Wyreżyserowany przez Zbigniewa Sikorę mini-musical opowiada o spotkaniu po latach czwórki przyjaciół "ze szkolnej ławy". Jest to spotkanie o tyle nietypowe, że odbywa się... w szkole. Ówcześni uczniowe mają ponad trzydzieści lat i pojawili się w swojej starej sali na wywiadówce własnych dzieci. W taki właśnie sposób zaczyna się okraszone wspomnieniami, retrospekcjami i masą wpadających w ucho utworów muzycznych spotkanie.
"Gdyby do szkoły chodziły anioły" to małe muzyczne przedstawienie, które z pozoru przeznaczone jest dla dzieci. Jest w tym trochę infatylizmu, przerysowania postaci, bawienia się stereotypami, co z pewnością ułatwia to odbiór spektaklu młodszym widzom, ale uważamy, że nie mniej wyniosą z wieczoru spędzonego w teatrze ludzie, o których mówi przedstawienie - poszukujący stablizacji w życiu, przed czterdziestką, z niewielkim dorobkiem w postaci rodziny, mieszkania, pracy, ale ciągle z sentymentem wspominający szkolne czasy. To oni znajdą tutaj odniesienia do młodości: charakterystyczne zabawy na przerwach, muzyka z lat osiemdziesiątych, surowi, ale szanowani nauczyciele, szkolne miłości, przyjaźnie i animozje. Pod tym względem "Gdyby do szkoły chodziły anioły" to wyjątkowa, lekka podróż sentymentalna w niewinne czasy szkolne.
Muzycznie i aktorsko jest to bardzo dobrze zagrany i wyreżyserowany spektakl. Wielkie brawa należą się całej czwórce aktorów, rewelacyjnie odgrywających swoje role. Tomasz Gregor, Anna Maria Urbanowska, Krzysztof Wojciechowski i Katarzyna Więcek kreują grupę totalnie odmiennych osobowości. Jednak mimo dzielących ich różnic i odmiennych życiowych pozycji, potrafią na nowo zjednoczyć się niczym stara paczka, wspominając szaleństwa ze szkolnych murów.
Utwory skomponowane przez Brunona Gościniaka, Jacka Mełnickiego i Zygmunta Rychtera w aranżacjach Artura Guzy do słów Tadeusza Klimowskiego wykonywane są z artyzmem i umiejętnościami jak zawsze godnymi artystów Teatru Muzycznego w Gdyni. W takim lekkim repertuarze aktorzy mogą sobie pozwolić na nieco więcej luzu, co doskonale widać na scenie. Artyści ewidentnie bawią się niemal tak dobrze, jak dobrze bawiliby się kreowani przez nich dawni uczniowie.
Pod względem wizualnym spektakl wypada bardzo interesująco. Prosta scenografia, przedstawiająca szkolną salę z globusem, pomocami naukowymi, ławkami i krzesłami, jest trafnie dobrana do tematyki spektaklu, a w toku akcji czujemy niemal namacalnie, że wszystko dzieje się późnym popołudniem w pustej sali na wywiadówce. Kostiumy są takie same, jak charaktery postaci - kolorowe, jednoznaczne, różnorodne. Mamy tu więc ubraną w lekką sukienkę i sweterek krawcową Moczyńską, stanowczą i dystyngowaną panią inżynier Wiśniewską, zakręconego szalikiem plastyka Światłowskiego i ubranego "pod krawat" podwójnego magistra Kaczorowskiego.
Szczerze polecamy wybranie się na ten spektakl. To wyjątkowo lekka, łatwa i przyjemna sztuka pełna staroszkolnego humoru, wpadających w ucho utworów i tego cudownego sentymentalizmu, który zapoczątkował sukces wspomnianego na początku serwisu nasza-klasa. Zabierajmy więc dzieci, lub... starych, szkolnych znajomych i spędźmy te kilkadziesiąt minut, delektując się tym, jak fajnie było (lub jeszcze jest?) w szkole.
Autor: Tomasz Grodzki