Yentl
01.05.2009 | komentarze: 0 | galeria zdjęć
W dawnych czasach kobieta w kulturze żydowskiej mogła pozwolić sobie jedynie na wyjście za mąż za wybranego dla niej mężczyznę, prowadzenie mu domu i urodzenie dzieci. Nie zastanawiano się nad tym, że nie tylko płeć męska ma ambicje, marzenia i wysoko mierzy. Bo przecież nie każda kobieta czuła się w pełni spełniona w roli przykładnej żony. Nie każda jednak miała odwagę sprzeciwić się obowiązującym normom i rzucić swój los na szalę. Nie każda – ale nie Yentl.
W muzycznym monodramie poznajemy bohaterkę po latach, w jej stylowo urządzonym, żydowskim domu. W tej scenerii i ze swoją oryginalną urodą, Yentl zdaje się przypominać ożywioną staromodną lalkę z porcelany, która zabiera widzów w przeszłość i melodyjnymi piosenkami wyśpiewuje historię swojego życia, przeplataną opowiadaniem.
Dowiadujemy się, że od dziecka garnęła się do wiedzy, ojciec udzielał jej lekcji Talmudu, aż pewnego dnia zapragnęła wstąpić do jesziwy, żydowskiej szkoły talmudycznej, niedostępnej dla dziewcząt. Niewiele myśląc, przebrała się za chłopca, „stając się” w ten sposób jednym z nich i mogąc spełniać swoje marzenia o wiedzy. Yentl nie przewidziała jednak, że nie zwycięży z naturą – bo oto dały znać o sobie uczucia do najbliższego szkolnego przyjaciela. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy los pokierował dziewczynę do małżeństwa z byłą narzeczoną owego Avigdora. Tkwiąc w nieszczęśliwym związku, ogarnięta spiralą kłamstw, Yentl wyznała w końcu ukochanemu, kim jest naprawdę. Ten, oszołomiony i zdezorientowany, pomógł jej jednak odzyskać prawdziwe ja i rozpocząć żyć na nowo.
Historia Yentl to dla nas, dzisiaj żyjących, niemal relikt dawnych, zapomnianych czasów; historia, która w naszej rzeczywistości już się nie wydarzy. Ale – przecież w obecnym świecie funkcjonują obok siebie różne kultury. Czy więc ta opowieść – to na pewno historia nieaktualna…?
Wątpliwości względem fabuły budzić może jedynie to, że żona tytułowej bohaterki nie zorientowała się, że ta nie jest mężczyzną. Przyznaję, że to jedno w tym utworze nie przekonuje mnie w żaden sposób.
Wcielająca się w tytułową postać Anna Dzionek, solistka Teatru Muzycznego w Łodzi i laureatka wielu konkursów wokalnych, na scenie naprawdę JEST Yentl – ze wszystkimi jej emocjami, przeżyciami, radościami i tragediami. Historię żydowskiej dziewczyny przeżywa jak swoją własną, słuchając jej i patrząc na nią nie sposób więc nie uwierzyć jej artystycznej ekspresji, mimo drobnych pomyłek w tekście mówionym. Całości uroku dodają spokojne melodie – tło muzyczne do monologu artystki, którym steruje ona sama, włączając bądź wyłączając stylowe radio. Mamy również dźwięcznie, momentami wręcz wirtuozersko wykonane piosenki, utrzymane w klimacie kultury żydowskiej. Szkoda jedynie, że Annie Dzionek nie towarzyszy choćby najmniejsza orkiestra – bo sceniczny utwór muzyczny traci bardzo dużo bez „żywej” muzyki.
Monodram „Yentl” powstał w oparciu o opowiadanie Issaca Bashevisa Singera „Jentł, chłopiec z jesziwy” i jego ekranizację z 1983 roku, w której Barbra Streisand sprawdziła się nie tylko jako odtwórczyni roli tytułowej, ale też jako reżyser i autorka scenariusza. Muzykę do „Yentl” napisał z kolei Michel Legrand.
Autor: Dagmara Grodzka